Jeśli ktoś nie lubi poniedziałków i nie lubi Walentynek , to ma dziś pecha 😉
Albo szczęście, jeśli akurat czyta Blog Odlotowej Mamy!
Dzisiejszy wpis będzie bez serduszek, brokatów i konfetti, za to powieje energetycznym chłodem, uśmiechniesz się i może nawet powiesz “tak”… samej sobie.
Zapraszam Cię na nietypową randkę!
Ja randki po prostu uwielbiam! Dla mnie to jest naprawdę wyjątkowy czas- wpisany w kalendarz, wyczekiwany, zorganizowany, a czasem spontaniczny… Zawsze jednak odlotowy! Pamiętam pierwszą randkę z moim mężem. Pamiętam, że miałam potem zapalenie oskrzeli (strasznie wiało, a ładna kurteczka nie okazała się wystarczająco ciepła). Na kolejne spotkanie czekałam prawie miesiąc!
Tak się hartowałam!
Do tej pory świętujemy tę datę, a to już będzie 12 lat!
Nasze randki od tego czasu się zmieniły, a od kiedy są dzieci- wyglądają zupełnie inaczej i każde takie wyjście BEZ dzieci jest randką przez duże “R”.
Raz w miesiącu mam też randkę z każdym z dzieci- osobno. Wpisujemy w kalendarz, że to taki NASZ CZAS i ustalamy, co będziemy robić- od malowania wielkiej żyrafy (Asia), przez wspólne robienie naleśników, co oczywiście łączy się z tańcami w kuchni i śpiewaniem do drewnianych łyżek (Kuba), po “salon piękności” z Alicją.
I mam też randki sama ze sobą. Lubię te spotkania, rytuały, kiedy sama sobie mówię TAK. Czasami to jest tylko i aż 5 minut, czasem więcej… I wystarcza, by siebie zahartować.
W tym hartowaniu jest dużo miłości, zrozumienia, akceptacji i spokojnego oddechu, bez presji i zadręczania się drobiazgami. Najczęściej są to poranne ćwiczenia, spacer z psem, kawa kuloodporna* , oddech- długi i spokojny, czasem jest to po prostu chwila z dobrą książką, innym razem ulubiona piosenka- wyśpiewana, wytańczona, albo cisza, którą też uwielbiam.…
Niby nic wydumanego, a naprawdę działa! I świetnie hartuje organizm, zwłaszcza, jeśli chodzi o radzenie sobie ze stresem, z krytyką i zadręczanie się czymś, na co często nie mamy wpływu, a co za rok, dwa, ba, nawet miesiąc nie będzie miało większego znaczenia, a Ciebie teraz przyprawia o ściśnięty brzuch i kiepski sen.
Z hartowaniem jest tak, że zaczynasz od małych kroków- nawet tych 5 minut, wpisz je w swój plan dnia. Niech to będzie taka rozgrzewka i zdjęcie skarpetek, kilka pajacyków i siup! Biegasz boso- po trawie, śniegu, plaży… To naprawdę poprawia nastrój i samopoczucie, a dodatkowo ma mnóstwo korzyści dla Twojego zdrowia*. Polecam też morsowanie- pisałam o tym w zeszłym roku TU.
Polecam Tobie takie “randkowanie” z uziemianiem, morsowaniem i hartowaniem pełnym miłości! A do tego kubek kawy kuloodpornej, która jest jak “poranne paliwo rakietowe”, byś pełna energii i z dobrym samopoczuciem wystartowała. Życzę Tobie odlotowego dnia!
*Randki z dziećmi, to pomysł zaczerpnięty z Pozytywnej Dyscypliny
*Więcej o uziemianiu (chodzenie boso, co zimą ma to jeszcze więcej korzyści) i przepisy na kawę kuloodporną na blogu i w książce Karola Wyszomirskiego. POLECAM!