Dziś w kalendarzu kolejne dziwne święto. Aczkolwiek, gdy się nad tym zastanowić, to Dzień Czystego Stołu w moim domu jest “świętem”.
I piszę o tym bez jakiejś żenady czy zawstydzenia, bo tak po prostu jest. Nie żeby był brud i smród, co to to nie, ale cóż… Jest “mess*” na naszym “la mesa*”. Bez względu na to, w jakim języku i jak często powtórzę komunikat o porządku, to po prostu na naszym stole dzieje się dużo. Ruch jak na hali odlotów! Tylko stół nie jest gładki jak pas startowy 😉
Co rusz lądują posiłki, więc są okruchy, plamy itp.
Dzieci mimo własnych biurek, lubią przy stole rozwijać swoje artystyczne pasje
Gry i planszówki, to najczęściej weekendowy plan lotów
No i kawa z mężem- też przy stole 😉
To nie jest free seating. Każdy ma swoje miejsce.
To jest self service- wspólnie sprzątamy i odnosimy naczynia.
To jest taki nasz HUB- bo każdy się tu zlatuje, szczęśliwie ląduje, czasem z opóźnieniem, ale cóż, bywa 😉 Tu się spotykamy, rozmawiamy, wyjaśniamy, tłumaczymy, śmiejemy się… Jest to nasz wspólny, wspaniały, odlotowy czas razem.
Może za jakiś czas pomyślę o obrusach, serwetkach- tak na co dzień, a nie tylko od święta. Póki co, prawdziwym świętem jest czysty stół. A ja, jako Dyżurna Operacyjna tePortu Lotniczego, wygłaszam grzeczne komunikaty, czasami zniecierpliwionym tonem, by posprzątać stół i “nie pozostawiać swoich rzeczy bez opieki”*.
Miłego dnia- odlotowa mamo 😉 A teraz, bez żenady czy zawstydzenia- zrób sobie przerwę na kawę 😉
*Gra słów- po angielsku mess- bałagan, a po hiszpańsku la mesa- stół 😉 Przypadek?
*free seating- dowolność zajmowania miejsc (ang.)
*self service- samoobsługa (ang.)
*HUB- centrum (ang.) w lotnictwie nazywa się tak ogromne porty lotnicze, “przesiadkowe”
*fragment komunikatu o bagażach